Ile kosztuje podróż dookoła świata. Część 1.

Mądra osoba, której nazwiska nie potrafię teraz przywołać powiedziała kiedyś: "można mieć wszystko, ale nie wszystko na raz." Te słowa, przypominają mi się zwykle, jak tylko moi bliscy, dalsi znajomi albo zupełnie nieznajomi ludzie pytają mnie jak to możliwe, że ciągle podróżuję.




Zamierzam w najbliższych postach podzielić się z Wami kwotami, jakie na podróże wydaję, bo jest to temat niezwykle Was nurtujący. Dość powiedzieć, że gdybym dostawała dolara za każde pytanie, dotyczące finansów, czy też mojej rzekomej wygranej na loterii miałabym już dużo dolarów ;). Zanim  jednak wrzucę tu moje excele, kilka uwag, obrazujących sposób w jaki podróżuję. Wszystko po to, byście mieli pogląd co za te pieniądze można dostać, przeżyć, zobaczyć. Może się bowiem okazać, że będziecie zaskoczeni. Dla mnie zasada jest prosta: każda podróż może być tak droga, lub tak tania jak sam zdecydujesz.



1. Budżetowe podróżowanie jest świetne, byle nie kosztem innych

Podróże choć mogą być tanie, nie są darmowe. Tak samo codzienne życie nie jest darmowe, chyba że w podróży i życiu korzystamy z dobroci i hojności innych. I jest to bardzo fajne doświadczenie, pod warunkiem, że nie zamienia się w wyzysk i wykorzystywanie, tych często mniej uprzywilejowanych, a bardzo gościnnych ludzi. Ja wyznaję zasadę, że miło jest zatrzymać się na kilka nocy u znajomego i w zamian za nocleg ugotować kolację. Jednak żerowanie na lokalsach i ich gościnności, targowanie się o każdego dolara (wierzcie mi, byłam świadkiem naprawdę przedziwnych sytuacji), unikanie opłat za bilety wstępu, które w wielu miejscach świata są wręcz symboliczne, to coś czego ja nie robię i nie rozumiem. Podróże nigdy nie są darmowe, lub super tanie, po prostu często koszty ponosi ktoś inny.


2. Dłuższe podróże zwykle są tańsze


Wiem, brzmi to nielogicznie, ale z moich obliczeń wynika jednoznacznie, że uśredniony koszt dzienny moich podróży był tym wyższy im krótszy był wyjazd. Z czego to wynika? Ano, niejeden przedłużony weekend to było czyste szaleństwo i zabawa jakby jutra miało nie być. W przypadku długiej podróży, nie tylko moje nastawienie do budżetu i wydatków się zmieniało, ale zmieniały się i możliwości jakimi dysponowałam (w kolejnym wpisie pokażę to na przykładzie kosztów lotów). Dłuższe wyjazdy pozwalają na większą elastyczność, a zatem na korzystanie z tańszych środków transportu (tułanie się tanim autobusem zamiast szybkiego, ale droższego lotu to chyba najprostszy przykład). Jeżeli nie musisz się spieszyć, możesz także poświęcić czas na samodzielne przygotowywanie posiłków, organizowanie wyjazdów. Możesz też wybrać spacery zamiast korzystania z komunikacji. Slow travel naprawdę pozwala zaoszczędzić.


3. FOMO to zły doradca. I do tego kosztowny.


FOMO (fear of missing out)czyli strach przed tym, że coś nas ominie było swego czasu moim podróżniczym przekleństwem. Chciałam zobaczyć wszystko, o czym usłyszałam czy przeczytałam w przewodniku. Biegałam po miastach, miasteczkach i wsiach odhaczając z listy kolejne zabytki i atrakcje. Teraz do sprawy podchodzę inaczej. Zamiast gnać w poszukiwaniu instaspotów, przybywam do nowego miejsca i go chłonę. Poznaję wybrane dzielnice. Z namysłem wybieram atrakcje, które są dla mnie interesujące i nie żal mi mamony na spełnianie takich zachcianek. Nie zawstydzają mnie także, pełne dezaprobaty komentarze w stylu: "Byłaś w Paryżu i nie wjechałaś na Wieżę Eiffel'a ?!". Nie wjechałam. Rozłożyłam kocyk na Polach Marsowych, zjadłam 3 doskonałe makaroniki i rozkoszując się ich smakiem, słuchałam specjalnie przygotowanej na okazję wizytę w Paryżu playlisty (nie kłamię, jest na moim Spotify).


4. Najlepsze rzeczy są zwykle darmowe (albo kosztują niewiele)


Pisałam nie raz na swoim IG, że najpiękniejsze wspomnienia jakie mam to w większości (nie będę kłamać, że wszystkie), te które kosztowały niewiele. Leżenie na trawie w Central Parku i obserwowanie kaczek, siedzenie na schodach przy Sacre Coeur i picie kawy. Oglądanie zachodu słońca w Melbourne i słuchanie muzyki. Spacer plażą i słuchanie szumu fal. Odkrywanie nowego miasta i poszukiwanie murali. Zwiedzanie bibliotek i księgarni połączone z kupowaniem pocztówek. Niekończące się rozmowy z ludźmi poznanymi w hostelach. Jedzenie czekolady i podziwianie widoków ze szczytu góry (nienegocjowalna zasada, w góry zawsze czekolada ;)) Ten sposób podróżowania na pewno nie jest dla wszystkich. Raczej nie ma w nim fajerwerków i blichtru. Nie ma też za bardzo miejsca, ani środków finansowych na skoki na bungee, wild water rafting czy nurkowania z rekinami.  


5. Podróż to nie zawsze wakacje

Nie piszę tego, by powielać jakiś głupkowaty mit, że oto podróżnicy są lepsi niż turyści. Bo raz, że nie są, a dwa sama turystką bywałam nie raz, radując się wielce z leżakowania przy basenie i objadania się nielimitowanym jedzonkiem. Nie ma w tym nic zdrożnego. Mam na myśli raczej to, że podróżowanie dla niektórych ludzi jest pasją i sposobem na życie. Osoby, dotknięte tym syndromem całe swoje życie podporządkowują tej pasji. A to wymaga więcej wyrzeczeń i planowania niż dwutygodniowe wakacje. Dlatego cytat z początku wpisu jest dla mnie tak istotny. Decyzja by móc intensywnie i daleko podróżować to decyzja, która ma swoje konsekwencje, bo nie można mieć wszystkiego na raz. Podróżując na pełen etat, w większości przypadków, nie można mieć swobody finansowej, bo nawet największe oszczędności kiedyś się kończą. Jeśli chcesz podróżować jak ja, musisz liczyć się z tym, że kariera się na jakiś czas zatrzyma (może nawet nie będzie do czego wracać), relacje z przyjaciółmi i rodziną mogą się mocno obluzować. Zapakowany w pudła dobytek będzie kurzył się, a Ty może zatęsknisz na normalnym, przewidywalnym życiem i ulubionym garnkiem na zupę. Nie ma podróży bez wyrzeczeń.  

Chyba, że jest się znanym influenserem, ale o tym nie piszę, bo cóż ja mogę o tym wiedzieć ;)







Komentarze

Popularne posty