Notatki z Nowego Jorku


O Nowym Jorku chyba już wszystko zostało napisane.   I wydaje mi się, że wszystko cokolwiek o nim napisano może być prawdą.  Dla jednych to bezduszny moloch, dla innych śmierdząca i głośna metropolia, jeszcze inni widzą go jako barwną dżunglę, która nie zasypia. Ja spędziłam tam nieco ponad dwa tygodnie, więc absolutnie nie czuję się na siłach by występować w roli eksperta czy też wydawać jakieś jednoznaczne oceny.  Ale chętnie opowiem o tym,  co mnie urzekło. Opowiadać będę w częściach bo jest tego sporo – polecam zatem śledzić moje nowojorskie wędrówki.





Ciekawość to pierwszy stopień do dobrego jedzenia

Nie jestem może podróżnikiem przez wielkie „P” , w dżungle zapuszczam się raczej betonowe, ale w podróży cechuje mnie zwykle ciekawość granicząca ze wścibstwem. Ludzi obserwuję i podsłuchuję, zaglądam im nie tylko w okna, ale i w talerze. Tymże sposobem odkryłam najlepsze bajgle jakie w życiu jadłam. Rzecz działa się w East Village na Manhattanie, w ciepłe jesienne popołudnie. Były wiewiórki, ludzie grający w kosza, spacerowicze łapiący ostatnie chwile słońca. Nagle oczom moim ukazała się kolejka ludzi, długa chyba na 100 metrów. Idę więc dalej i zastanawiam się za czym stoją. Wtem oczom moim ukazuje się Tompkins Square Bagels.  Do nosa dochodzi zapach świeżych bajgli, takich z pieca, gorących i pulchniutkich.  Jestem co prawda już po obiedzie, ale kolejka długa –myślę – zanim będzie moja kolej zgłodnieję znów. Pół godziny później w ręku trzymam ciepłego, bogatego, chrupiącego bajgla z hummusem i grillowanymi warzywami.  Ruszam szybkim krokiem w stronę Washington Square Park, tam siadam na ławce, sięgam po chusteczkę do torebki, bo hummus ubrudził mi rękę. Wtedy połówka najlepszego bajgla jakiego dane mi było jeść, wyślizguje się z dłoni i ląduje na ziemi. Kurtyna.

P.S. drugą połówkę jadłam  ze łzami w oczach ;)







Prawo do drzemki prawem człowieka

Jestem jedną z tych osób, które lubią spać. Tak po prostu, czynność ta nie jest przykrym obowiązkiem, ale przyjemnością. Podróże nauczyły mnie spania w różnych warunkach i pozycjach więc to, że leżąc na trawce w Central Parku odleciałam, nie jest szczególnie zaskakujące. Tym bardziej, że tego dnia spędziłam jakieś siedem godzin w Metropolitan Museum of Art – oficjalnie, moim najulubieńszym muzeum na świecie. Byłam potwornie zmęczona i przytłoczona fantastyczną, choć ogromną kolekcją MET. W Central Parku poszukiwałam odpoczynku dla ciała i ducha.  Park jest duży - 341 hektarów, żeby mieć wyobrażenie - więc jak tylko udało znaleźć mi się zaciszne miejsce, w okolicy któregoś z kilku zbiorników wodnych, szybko odleciałam. Wiem, to może trochę nieodpowiedzialne, niebezpieczne nawet, ale ciało chciało, cóż zrobić. Nie pamiętam o czym śniłam, ale to była jedna z takich doskonałych, kilkunastominutowych drzemek w stylu power nap.  I nie byłoby w tej historii nic nadzwyczajnego gdyby nie to, że z drzemki wybudziła mnie kaczka, która postanowiła skubać trawę tuż obok mojej głowy.  Tak to już jest w moim życiu – nie było księcia na białym koniu, który delikatnym muśnięciem ust budzi mnie ze snu. Przylazła kaczka. I wielkimi oczami gapiła się na mnie tak jak i ja na nią.






Niegrzeczny Times Square

Do niedawna nie wiedziałam, że Times Square było w latach 70 centrum prostytucji i wszelkiej moralnej degrengolady (oczy otworzył mi dopiero serial  Kroniki Times Square z niesamowitą Maggie Gyllenhaal). Amerykańska soft  power tak mnie, dziecku popkultury, namłóciła w głowie, że ta część Nowego Jorku kojarzyła się z Jay-em Z, Alicią Keys, sylwestrowymi fajerwerkami i kolorowymi neonami.  Niektórzy twierdzą, że nadal Times Square jest najgorszym miejscem  w NYC, ja jednak mam odczucia nieco inne. Może to dlatego, że tam dzieją się rzeczy, które ja, prosta dziewczyna ze wsi znam tylko z ekranu telewizora czy kina. Są więc tłumy, nieprzebrane tłumy, przystojni i niezwykle pomocni panowie policjanci,  muzyka na żywo, pulsujące światła miasta. Są niekończące się kolejki do kasy, w której można kupić przecenione bilety na broadwayowskie spektakle. Są praktycznie nagie tancerki ukazujące swe wdzięki tuż obok człowieka głoszącego słowo Boże (co lepsze kawałki wieszczące  rychły koniec świata). Siedząc na kultowych czerwonych schodach można oglądać komediowo-dramatyczne sceny , a w rolach głównych turyści z całego świata.  Wśród tego wszystkiego jest i nasz, polski akcent – pokaźnych rozmiarów salon kosmetyków INGLOT. Można się wzruszyć. 












Komentarze

Popularne posty