Kilka (dobrych) powodów, by nie podróżować.
Jak każdy kto lubi
podróżować z niepokojem śledzę rozwój sytuacji związanej z rozprzestrzenianiem
się wirusa. Epidemia uniemożliwia mi nie tylko podróżowanie, ale nawet
planowanie podróży, bo w końcu nikt nie jest w stanie przewidzieć jak to wszystko się
rozwinie. Zarówno podróżowanie, jak i samo planowanie i przygotowywanie się do podróży
to zajęcia, które sprawiają, że w tym dziwnym świecie jestem w stanie zachować
przynajmniej szczątki zdrowia psychicznego. I równowagi, pomiędzy miłością i nienawiścią
do ludzi (zrozumieć ten dziwny stan potrafią jedynie ci, który mają przywilej
pracy z klientami J).
Bez podróży, moje
kruche jak duńskie ciasteczka poczucie równowagi, jest zagrożone. Postanowiłam
zatem, przygotować listę argumentów na poparcie tezy, że podróże są do bani.
Zupełnie bezsensowne. Pieniądze wyrzucone w błoto. Ble. Fujka.
Mam nadzieję, że
uda mi się Was (i samą siebie) przekonać...
1. Podróże są
potwornie męczące.
Przemieszczanie się
z miejsca na miejsce, spanie w niewygodnych łóżkach najtańszych hoteli i
hosteli. Wczesne wstawanie, by zdążyć zająć sobie leżaki nad basenem i
rozstawić parawany. Sami wiecie, nawet na urlopie się człowiek może spocić i
zmęczyć. Poza tym zwiedzanie, odkrywanie nowych miast to spuchnięte, zmęczone nogi, które po całym dniu wchodzą nam już do zadka. Godziny w samolotach, autokarach
czy pociągach też mogą zmęczyć… po co to komu?
2. W podróży
spotykamy innych ludzi.
Jeśli nie
podróżujemy na bezludne wyspy (albo w Bieszczady), jesteśmy często zmuszeni do
przebywania w towarzystwie przypadkowych ludzi, często nieprawdopodobnie
irytujących. Tych co chrapią jak traktory przez 12 godzin lotu. Tych co
nakładają w bufetach pełne talerze, skubną troszkę i wyrzucają resztę. Tych co
skaczą na równe nogi jak tylko samolot dotknie płyty lotniska (gdzie oni do
cholery się wybierają?). Wreszcie tych, co w pokojach hostelowych ustawiają 12
drzemek, co 10 minut, od 6 rano. A wstają jakoś po 8:30.
3. Śpimy w łóżkach
o których nic nie wiemy.
Nie wiemy, kto
przed nami w nich spał. Kto kładł głowę na poduszce, w którą wyczerpani, po
całym dniu właśnie się wtulamy. Czy poprzednik tylko uprawiał w tym łóżku
słodką miłość czy też zasnął na wieki? A może tylko wciągał cośtam do nosa.
Takie rzeczy mogą zdarzać się w drogich, wypaśnych hotelach, jak i w małych
klimatycznych B&B. Czy nasza pościel w ogóle została zmieniona?
Kiedy ostatnio prany był materac? Czy te wszystkie roztocza i inne, niewidoczne
gołym okiem żyjątka są nam przyjazne…?
4. Wątpliwej
jakości jedzenie.
Oczywiście, jak
kogoś stać to je dobrze, ale my włóczykije, powsinogi nie pogardzimy darmowym
śniadaniem w hostelu. A tam zwykle grają to samo: najgorszego sortu chleb
tostowy przypominający białą gąbkę. Margarynę co świeci w ciemności. Dżemy 80%
cukru. Albo jak w USA - sok z proszku, jajka z proszku, herbata z proszku. Przy
odrobinie szczęścia wersja na bogato, jak w Izraelu: kanapka z hummusem i
marchewką (surową, pokrojoną na talarki). I herbata. Najczęściej aromatyzowana,
o smaku „brak smaku”. Z liści, które w fabryce wymiecione zostały chyba zza
maszyny.
5. Prędzej czy
później trzeba prać brudy.
Borze zielony,
jakiż to jest przykry obowiązek: pakowanie swoich smrodów do siatki, szukanie
pralni i drobnych, bo przecież trzeba wrzucić monetę żeby uruchomić
pralko-suszarkę. Rozmienianie hajsów, załadowywanie bębna i stop. Wuj z tego
będzie, bo detergentu zapomniałeś. Zostawiasz więc swoje brudy w pralce i
biegniesz, szukasz, gdzie by tu kupić garść proszku (całe pudełko nie jest ci
potrzebne przecież). W hostelu albo pralni sprzedają oczywiście, saszetkę za 5
dolarów. Trudno, kupujesz i biegiem wracasz do swojej pralki z nadzieją, że
twoje majteczki wciąż tam są.* Udało się, ale jakim kosztem…?
*Ta historia jest
zupełnie zmyślona. Wszelkie podobieństwo do życiowego nieogarnięcia niektórych
ludzi, w tym autorki, jest przypadkowe.
6. Small talk.
W podróży
praktycznie codziennie poznajesz nowych ludzi. I z tymi nowymi, tymczasowymi
znajomymi wymieniasz te same uprzejmości. Każda z rozmów wygląda mniej więcej
tak samo. Państwo skąd? Na jak długo? Widzieliście już... (i tu następuje
wyliczanka popularnych w przewodnikach miejscówek). Dla niektórych Poland i
Holland to te same kraje, po jakimś czasie przestajesz wyjaśniać, że jest
inaczej. Po jakimś czasie takie rozmowy męczą, tym bardziej jeśli tylko na
takim etapie pozostają. Męczy też, jeśli trafi nam się jakaś Chatty Kathy czy inna gaduła, która w oczekiwaniu, aż toster wypluje
jej kromkę, streszcza nam historię swojego życia.
7. Wielkie oczekiwania kontra brutalna
rzeczywistość.
Całe lata w sferze
marzeń. Potem miesiące wyrzeczeń i oszczędności. Tygodnie przygotowań i
odliczanie dni do wyjazdu, naznaczone tęsknym spoglądaniem w kalendarz. A kiedy
w końcu dojedziemy, dolecimy, dotrzemy, okazuje się, że w Rzymie spadł
śnieg i miasto jest sparaliżowane. W Australii szaleją pożary i nie ma czym
oddychać. Do Miami zbliża się huragan, więc jesteś uwięziony w hostelu przez 3 dni, w malutkim pokoju, z jakąś dziwną laską, która znosi koszyki z Walgreens. W Porto przez
bite 3 dnia pada deszcz – nie, nie pada, leje jak z cebra i nosa z hotelu nie
da się wyściubić. Rzeczywistość weryfikuje plany. Szybko i bez litości.
8. Najgorsze są
powroty.
Człowiek wypoczęty,
zadowolony i pełen energii wraca do domu. Przyzwyczajony do słońca, pogodnych
ludzi i namiastki wolności jaką dają podróże. I od razu dostaje w twarz. Ledwo
z lotniska wyjdzie a już mu kierowca autobusu przed nosem drzwi zamknie. Już mu
ktoś drogę zajedzie. Już mu ostatni chleb żytni sprzątną sprzed nosa. W domu
pusta lodówka i pełna walizka (pełna brudnych ciuchów do prania). W pracy
strzelają e-mailami jak serią z kałasznikowa. To potwierdzone info: powroty
bolą, czasem tak bardzo, że ciężko skupić na czymkolwiek innym niż planowanie
kolejnej podróży. A tak Moi Drodzy rodzi się uzależnienie… ale o tym opowiem
innym razem ;)
Nie wiem, czy to
napisałam Was przekonało i możecie z czystym sumieniem powiedzieć, że
podróżowanie jest be. Sama siebie nie przekonałam, choć robiłam wszystko co w
mojej mocy (a wytoczyłam przecież srogie działa, w postaci choćby obleśnych roztoczy i chrapiących
ludzi). Mimo iż w podróży nie wszystko toczy się po naszej myśli, czasem jest
ciężko, mam dość i pragnę tylko położyć się we własnym łóżeczku, to podróże
nadal pozostają moim hobby, moją miłością i moim sposobem na życie. Do zobaczenia w trasie!
Komentarze
Prześlij komentarz