Tel Awiw – o mieście które nie chce być sobą
W jednym z hosteli w
Jerozolimie poznałam pewnego zamerykanizowanego Żyda, przez całe życie mieszkał w Nowym Jorku i postanowił na „stare lata” wrócić do ojczyzny. Pamiętam, jak powiedział mi, że Tel Awiw to bardzo dobre miejsce do życia, ale on sam go nie lubi
ponieważ w jego ocenie jest to miasto które żydowskości się wstydzi.
Tel Awiw został założony w 1909 i jest drugim co do
wielkości miastem Izraela. Samo miasto, którego nazwę tłumaczy się jako „Wiosenne
Wzgórze”, powstało na terenach sąsiadujących ze starożytnym portem Jaffa. Obecnie ciężko jest wyznaczyć wyraźną granicę
pomiędzy Jaffą a Tel Awiwem, choć dla mnie różnice między dwoma „miastami”
widoczne są gołym okiem (również nos może być pomocny przy szukaniu takiej granicy ;) ).
Jaffa, zwana też Starą Jaffą to arabskie miasto, pełne
wąskich, kamiennych uliczek i zaułków. Tel Awiw architektonicznie leży na drugim biegunie. Wszystko wyjaśniają
dwa słowa: modernizm i Bauhaus. Po dojściu do władzy nazistów w Niemczech w
latach trzydziestych, wielu niemieckich żydów przybyło do Tel Awiwu by tam
szukać schronienia. Wśród nich byli architekci przesiąknięci modernistycznymi wizjami
szkoły Bauhaus, którzy zaprojektowali Białe Miasto – część Tel Awiwu będąca największym skupiskiem modernistycznych budynków na świecie. Obecnie Białe
Miasto znajduje się na liście UNESCO, ale niestety wiele z tych budynków okres
swojej świetności ma już za sobą; co też ze smutkiem i nutką rozczarowania
odkryłam błądząc pośród 4 tysięcy budynków w poszukiwaniu tego, który skradnie
moje serce. Gwoli ścisłości o budynku, który skradnie moje serce mówię ;)
W przeciwieństwie do Jaffy, Tel Awiw ma wszystko to co mieć powinna wielka metropolia: szerokie ulice, bulwary, place, drapacze chmur i wielkie centra handlowe (można się w nich zgubić ;)). Linia brzegowa przypomina bardziej Miami niż którekolwiek z miast basenu morza śródziemnego, które znam. No i kwestia pieniędzy: Tel Awiw jest bardzo drogi (jak podaje Wikipedia zajmuje 17 miejsce na świecie jeśli chodzi o koszty życia). Miasto jest kosmopolityczne, przyjazne weganom, a nieoficjalnie nazywane jest stolicą gejów na Bliskim Wschodzie. Wydaje mi się, że mój znajomy amerykański Żyd nie lubił Tel Awiwu właśnie dlatego, że miasto nie ma w sobie bliskowschodniego klimatu, za którym musiał tęsknić jako mieszkaniec Nowego Jorku. Jest za to kosmopolityczną stolicą sztuki, kultury i różnorodności.
Czy Tel Awiw udaje
coś czym nie jest? Sama mam mieszane uczucia, bo nawet jeśli tak jest, to robi to dobrze. Miasto jest przyjazne,
kolorowe, spokojne i nie sposób się w nim nudzić. Kto lubi plaże w klimacie
Miami – znajdzie je. Kto lubi się targować będzie mógł sprawdzić swoje
umiejętności na miejskich bazarach. Miłośnicy historii zakochają się w
Jaffie, a wielbiciele sztuki ugrzęzną w fantastycznym Tel Aviv Museum of Art. Nocne życie także kwitnie. I choć miasto nie jest zbyt konserwatywne to w szabat zwalnia. Miasto ogarnia cisza. Dla każdego coś dobrego. Szalom!
Komentarze
Prześlij komentarz